Najpiękniejsze plaże zachodniej Krety - subiektywny przewodnik!



Majówkę 2018 uważam za jeden z bardziej udanych wyjazdów! Tym razem, wybór (przyznam szczerze trochę przypadkowy i na ostatnią chwilę) padł na Kretę. Zaskoczenie moje, że ta przecież okrutnie ulubiona przez tłumy turystów wyspa może być tak dzika, a jednocześnie przyjazna i przystępna, sprawiało że chodziłam tam w permanentnym oczarowaniu..!

Zachodnia Kreta (bo tam właśnie dowiózł mnie samolot Wrocław-Chania i tę część obrałam za cel wyjazdu), to kraina pełna zieloności, urokliwych małych miasteczek, obłędnie krętych i pięknych górskich dróg, pól oliwkowych i zatopionych w krajobrazie malutkich kościółków. Okolica bardzo ciekawa i nieco dzika właśnie. Największą jej atrakcją jednak okazały się najpiękniejsze na krecie, a subiektywnie stwierdzę nawet, że chyba jedne z piękniejszych, jakie w życiu widziałam - plaże!
Drobny biały piasek, zylion odcieni turkusowej wody, malownicze laguny z płytką wodą – to wszystko znalazłam nie na Karaibach (które jeszcze na mnie czekają!), czy w Azji, ale tu, 2,5 godziny lotu z Polski.


Na której plaży co jest najlepsze, najpiękniejsze? Na co się nastawiać wybierając się tam?
Przedstawiam subiektywny ranking trzech najlepszych miejsc na plażowanie i fotografowanie na zachodniej Krecie oraz praktyczny przewodnik o tym, jak co wygląda, na co się nastawiać i jak zorganizować.

Odpowiednie nastawienie, to uważam w ogóle jest klucz do zwiedzania i odkrywania miejsc, (nie oszukujmy się) przez innych przecież już dawno odkrytych. Bez niego, wszystko będzie nie takie, a z nim może się to okazać wycieczka życia!

Jesteście ciekawi? No to zaczynam! 


1. Kedrodasos 


Absolutny numer jeden dla mnie, czego dowodem może być to, że w czasie naszego siedmiodniowego pobytu na Krecie wracaliśmy tam aż trzy razy! Co jest w niej najfajniejsze? To, że jest taka dzika, ukryta, a zaglądają na nią tylko lokalni hippisi, wtajemniczeni turyści lub zagorzali trekkingowcy, przemierzający tę ciągnącą się wzdłuż, przez parę kilometrów, plażę.


Wbrew pozorom (wyczytanym wcześniej w internetach), nie jest łatwo tam trafić. GPS prowadzi w totalne pole, więc nie ma co się na niego zdawać. Skręt z głównej drogi jest ..jakby to najlepiej wytłumaczyć.. obok „pająka z hydrantów” i kubłów na śmieci, jakieś 5 min drogi przed Elafonisi, o! J A tak serio, to chyba najlepiej spytać lokalesa w jednym ze sklepów spożywczych czy knajpek niedaleko Elafonisi o drogę, a wskaże dokładnie co i jak – my tak zrobiliśmy -  inaczej, może być ciężka sprawa. Od skrętu jedzie się kilkaset metrów asfaltem, a potem koło przetwórni pomidorów skręca na drogę szutrową (od skrętu koło „pająka z hydrantów” GPS już zasysa odpowiednią trasę, także można się śmiało nim posiłkować). Szutrem jedzie się kilka minut mijając wioskę i biegające poboczem kozy i dociera do prowizorycznego parkingu nad brzegiem skarpy, gdzie spokojnie można zostawić auto.



Droga w dół zajmuje dosłownie parę minut i choć z początku wydaje się trudna, jest naprawdę do ogarnięcia. Istnieje parę zejść: jedno łagodniejsze, ale dłuższe – zaczyna się za domkiem z kamienia, drugie bardziej strome, ale szybsze – zaraz obok parkingu, mija się w dole tablicę opisującą plażę. Jasne, trzeba uważać na wystające, obsuwające się kamulce, ale my tę trasę za każdym razem pokonywaliśmy w klapkach i japonkach, więc jest to możliwe.




Po zejściu ze zbocza trafia się w przecudny, dziki lasek wydmowy. Już z daleka, to co kusiło z góry, czyli absolutnie turkusowa woda, odznacza się na tle bielusieńkiego piasku. Po wyjściu na plażę oczom ukazuje się poszarpana, skalna linia brzegowa, na przemian z łagodnym piaszczystym zejściem (generalnie najlepiej podejść jakieś 100-200 m w lewą stronę od zejścia – tam najłagodniej).




Woda jest przejrzysta jak w basenie. Fale są mniejsze lub większe, w zależności od dnia i wiatru, ale generalnie plażowanie i kąpiel na Kedrodasos należą do olbrzymich przyjemności! Zawsze można znaleźć miejsce gdzieś między wydmami, skałami, a powykręcanymi od wiatru drzewami i poczuć się, jakby plaża należała tylko do Ciebie!








Warto zabrać ze sobą wodę, coś do jedzenia i takie tam, bo z Kedrodasos prędko nie chce się wracać i lepiej zostać tam na cały dzień. Ja ze swojej strony polecam jeszcze parę zimnych, greckich piwek Alfa kupionych w przydrożnym sklepie i/lub co najmniej jedną butelkę zimnej Retziny (lokalnego wina z dodatkiem żywicy sosny alpejskiej, które – nie przesadzając - smakuje jak Grecja zamknięta w butelce!), aby jeszcze bardziej umilić sobie ten rajski czas.

bikini H&M


2. Seitan Limani (Seitan Limania)


Na tę plażę, znajdująca się około 30 min drogi z Chanii, wybraliśmy się z samego rana i to okazało się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o odkrywanie tej plaży.  



Ten wąski pasek plaży o łagodnych białych kamyczkach, ukryty między stromymi klifami, sprawił mi chyba najwięcej frajdy z wszystkich plaż, jakie odwiedziłam. Kiedy zeszłam na dół i moim oczom ukazał się pas idealnie turkusowego morza wdzierający się między wysokie skały i idealna, jakby nietknięta ludzką stopą plaża z wymarzonym wręcz piaskiem (no wiecie, takim z drobnych delikatnych kamyczków, co to nie bolą jak się chodzi i nie przyczepiają się do skóry jak zwykły piach), to poczułam się niczym bohater „Niebiańskiej plaży” z di Caprio, który odkrywa po raz pierwszy ukrytą przed światem rajską plażę...

Na Seitan Limania wiedzie krótka, szutrowa droga między malowniczymi zboczami. Mija się Kościołek na wzgórzu i jedzie dalej na szutrowy także parking (który tak w ogóle, wydaje się być in the mddle of nowhere), tak jak pokazuje elegancko GPS. Kiedy podejdzie się do zbocza skarpy, na której jest parking – najpierw widok zapiera dech w piersiach, a potem chce się krzyczeć ze szczęścia jakby się wygrało na loterii (tak tam pięknie), a przecież trzeba robić zdjęcia, bo punkt widokowy do tego jest idealny!


Potem zaczynają się lekkie schody – dosłownie i w przenośni. Droga ucina się, a niknąca ścieżyna wydaje prowadzić po niemalże pionowym zboczu (takie są w każdym razie pierwsze wrażenia). My schodziliśmy tyłem na czworakach i to w klapkach & japonkach i musze przyznać, że było to bardzo trudne i trwało jakieś 20 min, ale w końcu, na co człowiek trenuje te wszystkie sporty? – właśnie po to, żeby wykorzystać w takich sytuacjach.

Nasza droga prowadziła jeszcze przez krótki wąwóz, między białymi skałami, gdzie rosło morze przepięknych, odurzających wręcz różowych kwiatów, wokół których krążyły przepiękne owady (robali nie lubię, a te naprawdę były piękne i decydowanie bardziej zainteresowane kwiatami, niż człowiekiem)!



 Na miejscu, przed 10 rano były zaledwie 2 osoby! Moja poczucie bycia, jak bohater filmu ‘’Niebiańska plaża” nasiliło się. Zejście do wody jest bardzo łagodne, dość szybko robi się głęboko i zimno – ale woda idealna! Skały dookoła chronią od wiatru, świetnie też wyglądają na zdjęciach J i niektórych kuszą do skakania z nich do wody.










Koło 11-12 ekipa na plaży zaczęła się dość szybko zagęszczać.. koło 14, ludzi było już dość dużo, co zmusiło nas do odwrotu i wspinaczki na górę (już nieco szybszej i łatwiejszej, niż zejście w dół). Zatem przestrzegam – jeśli na Seitan Limani, to TYLKO rano!


kostium kąpielowy: H&M
okulary: Pull & Bear


3. Balos 



Pomimo, że zajmuje miejsce trzecie w moim rankingu, ta plaża to absolutny MUST SEE na Krecie i od niej w zasadzie można zacząć! Cudownie rajska, bardzo rozległa laguna z idealnie białym, drobnym piaseczkiem i czystą wodą o wszystkich odcieniach błękitu i turkusu, bardziej przypomina jakieś magiczne miejsce na Karaibach, niż plażę morza Śródziemnego. Oddalona jest o rzut beretem od Kissamos, miasteczka oddalonego o godzinę drogi na Zachód od Chanii.




Mitem, niczym ze starogreckiej mitologii, jest owiany dojazd na Balos. Pracownicy wypożyczalni aut i część lokalesów wmawiają, że lepiej nie jechać tam autem, że lepiej statkiem, autobuskiem czy czym tam jeszcze. Otóż. Prawda jest taka, że dojechać autem (nawet wypożyczoną skodą „ferrari” fabią) można, ale trzeba to robić bardzo powoli. Siedem kilometrów drogi (którą nawet ciężko nazwać szutrową, bo są to same ostre kamulce, na przemian z wertepami) pokonuje się w ponad 30 min! Trzeba jechać naprawdę bardzo ostrożnie i uważnie. Droga jest jednak wyjątkowo malownicza, położona na brzegu skarpy.


Na początku przywita Was bramka z Panem, któremu trzeba zapłacić 2 euro od osoby, by móc jechać dalej. Droga pnie się dalej w górę, co chwilę wychodzą na nią wszędobylskie na Krecie kozy – trochę bardziej bezczelne, niż te z okolic Kedrodasos (czytaj, przyzwyczajone do przejeżdżających aut) – bo jak stoją na środku i jedzie auto, to nie przesuną się ani o centymetr. Taki urok.
Po dość wyczerpującej jeździe (no jednak człowiek stresuje się nieco, że mu oponka w „ferrafce” strzeli), dociera się do rozległego parkingu na wzgórzu, gdzie okazuje się, że BARDZO można dojechać i to przeróżnymi autami na Balos. Taki to mit z dojazdem tam J



Z parkingu na samą plażę prowadzi ścieżka zaczynająca się tuż obok straganu z lokalną oliwą, raki itp. (czasami średnio widoczna, więc lepiej zdać się na ludzi, w którą stronę iść) wśród wzgórz i kamuców: wchodzi się najpierw jakby jeszcze w górę, dochodzi na płaszczyznę, by potem zacząć schodzić w dół schodami wykutymi w skale. Cały trekking z zejściem na sam dół zajmuje około 25 min. Ale! W dół schodzi się powoli, bo oczom coraz to bardziej ukazuje się bohaterka całego zamieszania – rajska laguna Balos – i ciężko oderwać od tych widoków oczy, a naprawdę trzeba patrzeć pod nogi na kamulce. Trzeba też koniecznie robić dużo zdjęć!




Pomagają tu punkty widokowe, naturalnie ukształtowane lub przygotowane po drodze. Widoki są naprawdę niezapomniane, aż oczy bolą i ciężko uwierzyć, że tak piękne miejsce naprawdę istnieje (i to tak łatwo dostępne z Polski – będę to powtarzać w nieskończoność!).


Kamienista droga w dół przechodzi na końcu w piaszczyste wydmy – no malownicze i delikatne. Adrenalina z nadmiaru piękna skacze, ciężko się zdecydować, czy iść plażować na lewo, czy na prawo. Płytka woda ciągnie, aby się w niej natychmiast skąpać. Powiem tak. Na Balos plażować można wszędzie i wszędzie jest super – my parę razy zmienialiśmy miejsce. Wszystko zależy od tego czego się szuka. Generalnie o cień tam ciężko, ale wiatr na otwartej przestrzeni hula, więc upału w ogóle nie czuć (i spalić się na słońcu można – długi rękaw i coś na głowę dla okrycia wskazane). 






Około 13-14 zjeżdżają się statki rejsowe (poza sezonem raptem jeden) z turystami, których więcej rozlewa się po całej lagunie, ale przed tym czasem, ludzi jest naprawdę niewiele. Albo inaczej, przestrzeni i miejsc plażowych jest tam tak dużo, że w ogóle to nie przeszkadza. Na Balos także należałoby zabrać ze sobą coś do picia i jedzenia (cały czas polecam pyszną Retzinę!), żeby móc trochę nacieszyć się tym absolutnie niezwykłym miejscem i pobyć tam trochę dłużej.






sukienka, okulary: Mango



Ciekawych plaży na Zachodniej Krecie, naprawdę nie brakuje.
Z wartych odwiedzenia, jest jeszcze chociażby:
śliczna Elafonisi – dość mocno turystyczna, ale naprawdę piękna plaża, gdzie przy odrobinie szczęścia i dobrego światła, można zobaczyć różowy piasek. Fajnie jest też zjeść obiad w pobliskiej tavernie Panorama z widokiem na całą lagunę 




urocza Falassarna – na którą warto pojechać na zachód słońca, bo leży idealnie za zachodnim, dość krótkim wybrzeżu Krety 




przereklamowane (według mnie) Stavros – gdzie kręcono kultowy film „Grek Zorba” i gdzie za 15 euro można sobie wynająć leżaki, a panie kelnerki donoszą drinki 


ciekawa Kalathas – o przepięknie żółtym, drobnym piasku i zaskakująco dobrej knajpie po prawej stronie (przepyszna gemista, czyli faszerowane pomidory!)



Opcji jest bardzo wiele, tylko żeby urlopowego czasu starczyło! Mam nadzieję, że mój subiektywny ranking najlepszych plaż, pomoże w dokonaniu właściwych wyborów!
Serdeczności,

foto. Wojtek Kosendiak, Oliwia Grela, aparat - Sony Alfa

Komentarze

Popularne posty